24 czerwca 2017 r. członkowie Krucjaty Młodych wraz z Instytutem ks. Piotra Skargi wsparli protest grupy holenderskich katolików, którzy nie pogodzili się z myślą, że z okazji „Różowej soboty” w katolickiej katedrze w mieście Den Bosch odbędzie się nabożeństwo ekumeniczne z udziałem protestanckiej, homoseksualnej „pastorki”, na które ściągnie grupa „tęczowych”, którzy „świętowali” tego dnia swoją odmienność. Na koniec paradzie pobłogosławić miał też katolicki biskup.
Dzięki protestom do skandalu nie doszło. Katolicy jednak postanowili zamanifestować swoją wiarę na ulicach miasta. Jak się okazało, w kraju słynącym z wolności, wcale nie jest to takie łatwe. Polityczna poprawność nakazuje bowiem, by tego rodzaju publiczne wystąpienia nikogo nie uraziły.
Należało zatem ocenzurować hasła do bezpiecznych: „Małżeństwo = 1 mężczyzna + 1 kobieta” czy „Bóg stworzył mężczyznę i kobietę”. Na banerach można było jeszcze umieścić podziękowanie dla biskupa miejsca, że nie dopuścił do skandalu w katolickiej świątyni. Na tym wolność się kończy. Mówienie, że homoseksualizm to grzech, że niesie za sobą ciężkie medyczne konsekwencje… to już mogłoby pachnieć kryminałem.
Czy zatem w Holandii katolicy są dyskryminowani? Oficjalnie – nie. W praktyce – nie – o ile nie wychodzą ze swoimi poglądami ze swoich świątyń i kościołów. Czego doświadczyliśmy? Godzina i miejsce pierwszego protestu – w pobliżu centrum handlowego w mieście Den Bosch, zostały tak wyznaczone, by nie kolidowały one z imprezami w ramach „Różowej soboty” i nie skupiały uwagi zbyt wielu przechodniów.
Drugi etap akcji odbywał się w pobliżu dworca. Gdy jednak policja zauważyła, że pikietujący mają kontakt ze zbyt dużą liczbą przechodniów, nakazała zmianę miejsca akcji – na drugą stronę szerokiej alei – w miejsce mniej uczęszczane. Dość dodać, że katolikom zabroniono używać nagłośnienia, a banery nie mogły być umieszczone na drewnianych drążkach, bo stanowiły one zagrożenie.
W tym samym czasie grupy osób LGBT hasały po mieście bez żadnych przeszkód. Do ich dyspozycji oddano główne place miasta – gdzie odbywały się pseudoświąteczne jarmarki, biesiady, koncerny, a władze miasta, restauratorzy, sklepikarze prześcigali się w „utęczowianiu” i różowieniu witryn i fasad swoich lokali.
Co więcej, homoseksualiści mogli zaczepiać protestujących katolików, drwić z nich – tego rodzaju zachowania nie robiły większego wrażenia na funkcjonariuszach. Katolicy za to karceni byli, gdy zbyt „nachalnie” zagadywali do przechodniów – poproszenie o wypowiedź do kamery – to już akt, który przecież mógłby być uznany za przejaw agresji.
Niestety, lata prania holenderskich mózgów, przyniosły efekt. I jest on druzgocący. Społeczeństwo bezrefleksyjnie popiera LGBT, nie widzi w tym nic złego, ba, widzi w homoseksualizmie wartość dodaną! I niektórzy tylko przechodnie cichaczem, nieśmiało dawali wyraz poparcia dla lekcji normalności zorganizowanej przez katolików. Byli i tacy, co chcieli dołączyć do akcji, ale nie mogli. Takie zaangażowanie mogłoby bowiem zostać źle odczytane przez zatrudniające ich… (nawet) katolickie instytucje!
Takie oto „europejskie wartości” Zachód chce przemycić do Polski poprzez liczne przepisy antydyskryminacyjne, rozwiązania ukrywane pod płaszczem „praw” homoseksualistów. Holandia jest doskonałym dowodem na to, że nie można ustąpić ani o krok. W przeciwnym razie upadek moralny Polaków będzie nieunikniony. Na to zgody być nie może.
Marcin Austyn
Źródło: PCh24.pl