- członkowie grupy Mumio
Dariusz Basiński: Będę nosił ten brelok, na pewno. Nawet myślę, że w kilku egzemplarzach, bo dostaliśmy kilka. Przypnę w różne miejsca. Tak jak było w Izraelu, nosili na czole, na rękawie, na drzwiach te słowa: „Pamiętaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem, Pan jest Jedyny”. Krótko mówiąc, nosili to wszędzie, żeby pamiętać.
Jadwiga Basińska: Ja będę nosiła brelok i zachęcam do duchowych uczynków miłosierdzia. Będę się modliła, żebym i ja o nich pamiętała.
DB: Zostaliśmy zaproszeni do tego, żeby powiedzieć parę słów o akcji noszenia breloków i czynienia duchowych uczynków miłosierdzia. Na breloczku jest bardzo ważny napis: „Nie wstydzę się Jezusa” i krzyż. Ja myślę, że będę go nosił, bo to akurat nie będzie mnie specjalnie wiele kosztowało, tyle że wiem, że za tym coś powinno iść. Tu jest pewien kłopot, bo ja jak się czegoś wstydzę, to wstydzę się tego… że niby ten krzyż jest w moim życiu obecny i że noszę go tutaj. Teraz będę go nosił na tym breloku, chociaż niechętnie wchodzę na krzyż w życiu. Nie tak jak Jezus, który się nie bronił – ja się bronię. I w tym sensie obawiam się tylko jednego: że będę wielkim hipokrytą, kiedy będę go nosił, ale myślę, że i tak warto, bo to jest najważniejsze, co można mówić i co można pokazywać. To jest najpiękniejszy symbol miłości, który w ogóle istnieje i istniał kiedykolwiek. I to jest najprawdę jedyna prawda. A to, że słabo to wypełniam i słaby ze mnie świadek Chrystusa to myślę, że jest też kwestia tego, żeby się nie gorszyć tym i żeby dać Jemu, Jezusowi, szansę, żeby to we mnie zmieniał, i staram się Mu tę szansę dawać. Przynajmniej tyle mogę jakoś zrobić, tyle mogę powiedzieć. Też mogę powiedzieć jedno: dlaczego powiedziałem, że dla mnie to nie problem to nosić? Bo ja zawsze lubiłem się sprzeciwiać głównemu nurtowi, czy to w muzyce, czy w ogóle w sztuce, tak samo w życiu. To słowo „Jezus”, które przegania wszelkie zło i wszelkie demony, jest niestety bardzo pomijane i bardzo „wykropkowywane” często w świecie. A ponieważ ja jestem gdzieś tam „offowy”, to mi to odpowiada, na zasadzie buntu przeciwko rzeczywistości, która niezwykle mnie uwiera, ja takiej rzeczywistości nie chcę. Nie chcę rzeczywistości, która eliminuje Jezusa, która eliminuje krzyż, też krzyż w sensie cierpienia, bo krzyż to jest cierpienie. Myślę, że - wrócę do tego, co mówiłem na początku wypowiedzi - właśnie noszenie krzyża to jest też zgodzenie się na to, żeby być prześladowanym, przyjęcie postawy niebronienia się, tylko świadczenia swoim życiem o Jezusie, z czym – jak już mówiłem – za łatwo nie jest. Ale myślę, że brelok pomoże i zawsze pomaga.
JB: Ja chciałabym powiedzieć, że jak dostaliśmy telefon w związku z tą akcją z brelokiem, to oczywiście podeszłam do tego tematu bardzo entuzjastycznie: „Tak, tak! Oczywiście, że tak! Będę nosiła brelok!” To jest prawda, tak będzie. Natomiast bardzo często w takich sytuacjach oczywiście przychodzi refleksja i ta refleksja jest taka, że jadę w Warsie pociągiem i przed posiłkiem myślę, czy się przeżegnać czy nie... Czy mnie na to stać? Czasem mnie stać, czasem mnie nie stać. Jestem gdzieś na planie reklamowym, czy filmowym i mam w torbie książeczkę o różańcu, a obok siedzi operator, który czyta o Dalajlamie. Prawdopodobnie ten ktoś jest traktowany jako „człowiek poszukujący”, a ja jestem „badziewiarzem”, który ma taką książeczkę. Dlaczego tak jest? Dlaczego my tak o sobie myślimy, dlaczego ja tak o sobie myślę? Jezus na to oczywiście pozwala i pozwala się krzyżować, i pozwala nam na to, żebyśmy do tego stopnia upokarzali siebie i Jego, żeby tak myśleć. Natomiast mam nadzieję, że ten breloczek jest jakimś znowu kolejnym krokiem do tego, żeby szukać Jezusa, żeby pogłębiać swoją wiarę. Dlaczego? Nie po to tylko, żeby go nosić, chociaż to też jest bardzo ważne, ale że jak na niego spojrzę, to sobie przypomnę, o czymś, co już kiedyś podjęłam. Może to jest duchowy uczynek miłosierdzia, nie mam pojęcia, ale zdarza mi się – i mam nadzieję, że ten breloczek będzie mi o tym przypominał – kiedy ktoś w trakcie rozmowy kpi sobie z Jezusa, z Kościoła, atakuje mnie lub kogokolwiek, to rozmawiając z tą osobą, modlę się za nią, proszę Pana Boga, by jej nie sądził, nie chcę się poczuć lepszą od niej. Chciałabym, żeby ten breloczek przede wszystkim w tym mi pomagał. Ja nie jestem taką osobą poukładaną, nie mam niczego w życiu zaplanowanego, niestety. Dla mnie dużym wyzwaniem byłyby codzienne uczynki miłosierdzia tego typu, ale dlaczego nie? Tego jeszcze nie wiem, to jest na razie pierwszy krok, on nie musi być zawsze bardzo spektakularny. Nie zawsze to jest tak, że mamy breloczek i codziennie musimy coś zrobić. To nie jest tak, że musimy się pomodlić, bo jak się nie pomodlimy to już jest koniec i jesteśmy do niczego...
DB: Przepraszam, że wejdę w słowo. Dobrze, że powiedziałaś to słowo „musimy”. Bo ja myślę, że bardzo często ludzie, którzy atakują Kościół czy śmieją się z Chrystusa, czy traktują to wszystko jako rzecz niepoważną, rozumieją chrześcijaństwo jako ideologię, jako coś co mówi: „musisz... trzeba...”. Jeśli tak rozumieją to, to nie jest chrześcijaństwo. Jeśli ktoś, użwając słowa „musisz”, mówi o Chrystusie, to na pewno to nie jest chrześcijaństwo. Kiedy jest jakiekolwiek „musisz”, wtedy nie ma mowy o Chrystusie. Myślę, że to jest odpowiedź tylko na Jego krok, który dzieje się cały czas, na Jego wyciągnięcie duchowe ręki. Ta odpowiedź może pochodzić z modlitwy, z szukania relacji, ale nigdy nie ma przymusu, nie ma „muszę”. To jest genialne w chrześcijaństwie, że nie ma tego, co jest w sektach, nie ma tego przymusu. Jest to wolność, która daje nam nadzieję prawdziwej relacji z Bogiem, bo przecież jak ja sobie pomyślę, że muszę być z Jadwigą, bo „muszę”, bo „trzeba”, to jest to jakieś potworne myślenie o relacji. Myślę, że zupełnie inaczej wygląda.
JB: (...) Muszę mieć ten breloczek, ale nie muszę codziennie zwyciężać, ja nie jestem do niczego zmuszona. Mam nadzieję, że będę pamiętała o tym, żeby po każdym upadku wstać, żeby modlić się o to, żeby Jezus dał mi siły, żeby wstawać. Teraz mi się przypomniała historia naszego kabaretu Mumio... mamy ile lat? Jedenaście, dwanaście... To jest niesamowite, że Pan Bóg stawia różne osoby na naszej drodze, tylko trzeba być czujnym i je zauważyć. Pan Bóg postawił przed nami kiedyś księdza Stefana Czernińskiego, którego pozdrawiamy, a który był spowiednikiem naszej grupy.
DB: Nie spowiadaliśmy się grupowo – proszę tego tak nie rozumieć. (śmiech)
JB: Chodzi o to, że to była taka ważna rzecz w naszym życiu zawodowym i prywatnym. Mówi się o małżeństwie, ale też bardzo trudno jest stworzyć grupę, tworzyć zespół, który ze sobą razem pracuje, żeby starać się być w szczerości ze sobą i jak najbardziej uczciwie, i żeby prędzej czy później ten zespół się nie rozpadł. Wiadomo, że jesteśmy słabi, jesteśmy narażeni na pokusy zazdrości i tego, że ktoś jest w czymś lepszy albo gorszy. To też nas, proszę Państwa, dopadało i dopada. Jeździliśmy do ks. Stefana sukcesywnie takim naprawdę „nabuzowanym” samochodem, z „nabuzowanym” naszymi sądami i wzajemnymi niechęciami. Po spowiedzi mieliśmy jasność i pewność, i czuliśmy się wolni, i Jezus ściągał z nas te wszystkie nasze grzechy, które dotyczyły wzajemnych relacji i obciążania siebie różnymi rzeczami. Ja myślę, że to jest jeden z powodów, dla których ciągle jesteśmy razem zawodowo jako grupa.
DB: Mnie się jeszcze skojarzyła jedna rzecz: mówimy o krzyżu, który pokazuje, że to wszystko to nie jest zabawa. Jest kwestia wejścia na krzyż, chrześcijanin się przed nim nie broni. Krzyż jest takim genialnym miejscem, pod którym możemy składać te wszystkie nasze niemoce, i one zostają przemienione, ponieważ później przychodzi Zmartwychwstanie. W krzyżu jest oczywiście śmierć, ale jest i Zmartwychwstanie. To jest genialne... myślę, że ja doświadczyłem tego jakoś, że kiedy naprawdę te swoje zgorszenia sobą, różne bardzo złe rzeczy oddaję Chrystusowi, to mnie naprawdę przemienia i w tym jest życie. Myślę, że takich cudów doświadczyłem w życiu. To jest niewiarygodne, że to nie jest smutna śmierć. To jest śmierć, która ma w sobie zalążek życia, prawdziwego życia. Życia też w sensie podnoszenia się, ale nie samemu właśnie, z upadków. Często myślimy, że to my sami musimy coś zrobić, to wszystko naprawdę robi Duch Święty. To jest nieprawdopodobne, ale prawdziwe.
zobacz film ze świadectwem Mumio